Zapoznaj się z historią naszego Klubu

DZIEJE SEKCJI LEKKOATLETYCZNEJ BYDGOSKIEGO ZAWISZY
1946-2008
pod red. 
Wojciech Borakiewicz

Podobnie jak początki całego klubu Zawisza, narodziny sekcji lekkoatletycznej w Zawiszy są ściśle związane z wojskiem. Pierwszymi sportowcami-lekkoatletami byli żołnierze Dowództwa Okręgu Wojskowego II. Głównym organizatorem pracy w sekcji lekkoatletycznej był jeszcze w Koszalinie, u zarania istnienia klubu, por. Maksymilian Krupiński – jednocześnie trener i sportowiec. Latem 1946 roku w Koszalinie dwukrotnie zorganizowano zawody. Dominowały skoki i biegi (przede wszystkim przełajowe) z powodu braku sprzętu do konkurencji technicznych. W połowie sierpnia zawodnicy z DOW II startowali już w Spartakiadzie Okręgowej Wojska Polskiego.


Początki sekcji lekkiej atletyki (1946–1955)


Za pierwszy start lekkoatletów-żołnierzy spod znaku Zawiszy na arenie ogólnopolskiej należy uznać występ w I Powojennych Mistrzostwach Wojska Polskiego, rozegranych od 22 do 25 września 1946 roku w Warszawie. Na trybunach stadionu Legii oglądało te zmagania kilka tysięcy ludzi. Lekkoatleci spisali się bardzo dobrze, zajmując drużynowo trzecie miejsce za zespołami Marynarki Wojennej i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wicemistrzem Wojska Polskiego w pchnięciu kulą został plutonowy Roszak – i to był pierwszy tytuł wicemistrza WP w dziejach Zawiszy. Uzyskał wówczas 11,93 m.W 1947 roku główni organizatorzy sekcji lekkoatletycznej, w związku z przeniesieniem siedziby Dowództwa Okręgu Wojskowego II, pojawili się w Bydgoszczy. Bydgoszczanom nowi sportowcy zaprezentowali się najpierw w biegu o Puchar „Ilustrowanego Kuriera Polskiego”, ale sukcesów nie odnieśli.W drugich mistrzostwach WP (Warszawa, 12–14 września) zawiszanie wygrali natomiast klasyfikację zespołową w rywalizacji lekkoatletów. Zdobyli także dwa pierwsze mistrzowskie tytuły – kapitan Stanisław Lewandowski wygrał skok w dal (6,34 m), a Gołaszewski bieg na 5000 m (16:23,4).Rozwój sekcji był ograniczany przez brak bazy sportowej w Bydgoszczy. Jedynym obiektem lekkoatletycznym z prawdziwego zdarzenia był stadion Polonii. Poza tym dowództwo stawiało przede wszystkim na piłkę nożną i boks.Aż do roku 1952 sekcja działała tylko w strukturach sportu wojskowego. Dopiero w marcu tego roku została oficjalnie zgłoszona do Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Dlatego też w pierwszych latach działalności jej sukcesy zamykały się tylko w ramach rywalizacji sportowej w wojsku. Rozgrywano konkurencje typowe dla armii.W 1950 roku, w trakcie lekkoatletycznych mistrzostw Okręgu Wojskowego Bydgoszcz, odbył się np. rzut granatem, w którym najlepszy wynik osiągnął kapral Drosio, bijąc rekord Polski (83,71 m). Ta konkurencja była wówczas oficjalną częścią zawodów lekkoatletycznych. W tych zawodach w 1950 roku wystartował także późniejszy twórca potęgi sekcji LA Zawiszy. Podchorąży Edmund Milecki zwyciężył w skoku w dal z wynikiem 6,34 m. Spychani w klubie na dalszy plan lekkoatleci, przeżywający kłopoty ze sprzętem i kadrą szkoleniową, osiągali także coraz słabsze wyniki w mistrzostwach Wojska Polskiego. Na przykład w finałach Spartakiady WP w 1951 roku wystartowało zaledwie kilku bydgoszczan.Prawdziwym przełomem dla lekkiej atletyki był jednak rok 1953. Wtedy, na przełomie kwietnia i maja, do OWKS przeszła praktycznie w całości drużyna lekkoatletów bydgoskiej Gwardii (dziś Polonii) razem z trenerem Mieczysławem Mućko. Byli wśród nich trójskoczek Zygfryd Weinberg, sprinterka Eulalia Szwajkowska (oboje olimpijczycy z Helsinek), młociarz Bogdan Mastowski i długodystansowiec Alojzy Graj.Sami zawodnicy uzasadniali zmianę barw klubowych lepszymi warunkami do rozwoju, jakich nie był w stanie zapewnić im klub milicyjny.
– Nie chcieliśmy uprawiać sportu w cieniu piłkarzy, zaś w Gwardii liczyła się tylko piłka nożna. Natomiast w OWKS zainteresowanie kierownictwa i zarządu rozkładało się równomiernie na wszystkie sekcje. Pracę i wyniki oceniano tu według uzyskanych rezultatów, a nie według tego, jaką reprezentuje się dyscyplinę – tak trener Mieczysław Mućko tłumaczył przyczyny zmiany barw.Mućko, twórca sportowych fundamentów sekcji LA, pochodził z Wilna. Do Bydgoszczy przyjechał w 1945 roku z obozu w ZSRR. Pierwsze kroki skierował od razu na stadion miejski przy ul. Sportowej. Zabrakło potem dla niego z tego powodu wolnych kwater przeznaczonych dla repatriantów, więc zanocował na dworcu kolejowym. Zaczął pracować jako instruktor w KKS Brda, potem szkolił sportowców w HKS (1947–49), skąd przeszedł do Gwardii, a wreszcie do OWKS. W tym klubie szczególnie zajął się biegami średnimi i długimi. Pod okiem Mućki trenowali Graj, Wacław Ziótkowski, Kazimierz Żbikowski, Roman Kreft, a później gwiazdy Zawiszy – Kazimierz Zimny i Zdzisław Krzyszkowiak.W 1953 roku przejście grupy zawodników z Mućką na czele stało się powodem do konfliktu między oboma klubami.Ówczesna prasa nie nagłaśniała konfliktu, pisząc w typowej dla lat 50. stylistyce:
"W serdecznej i przyjaznej atmosferze przedstawiciele zarządów dwóch bratnich zrzeszeń omówili formy ścisłej współpracy i wymiany swych doświadczeń. Duży nacisk położono na urządzanie wspólnych imprez, rozwijanie szlachetnej rywalizacji sportowej, mobilizowanie najszerszych rzesz sportowców do walki o jak najlepsze wyniki oraz na zwalczanie wszelkich przejawów niesportowego zachowania się zawodników, działaczy i sympatyków zrzeszeń. Celem nawiązania trwałej i serdecznej współpracy między OS i ZS Gwardia postanowiono przeprowadzić zebranie członków ZS Gwardia i OWKS celem omówienia tej współpracy" – tonowała spór „Gazeta Pomorska".Faktem jest, że rok 1953 był właściwym początkiem sukcesów i szkolenia w sekcji lekkoatletycznej, której przewodniczącym był Jerzy Grzanka (kierował sekcją w latach 1952–54). W tym czasie zawodnicy Zawiszy zdobyli cztery tytuły mistrzów Polski i dziesięć razy wygrywali podczas mistrzostw Wojska Polskiego. Nie byłoby tych sukcesów bez pracy trenera Mućki i zawodników rodem z Gwardii (Polonii).W 1953 roku sekcja liczyła 25 lekkoatletów i 20 lekkoatletek. Sezon rozpoczęli od mistrzostwa Polski w przełajach zdobytego przez Graja, a w mistrzostwach kraju wywalczyli trzy złote medale: Janina Stowińska w skoku wzwyż (1,48 m), Kazimierz Żbi
Kowski na 1500 m (3:59,4) i Zygfryd Weinberg w trójskoku (14,97 m). Czwarty złoty medal przywiózł Nikodem Goździalski, który biegł w sztafecie 4 × 100 m w reprezentacji zrzeszenia CWKS.Rok później zawodnicy Zawiszy – Stowińska, Caban-Szwajkowska, Żbikowski, Graj, Kreft, Weinberg oraz młociarz Alfons Niklas – znaleźli się w reprezentacji Polski. Byli w pierwszej grupie lekkoatletów, która zaczęła tworzyć późniejszy polski Wunderteam.W tym czasie kierownikiem sekcji lekkoatletycznej (1954–59) był już Edmund Milecki. Do historii polskiego sportu zapisał się zimą 1954 roku średniodystansowiec Żbikowski. W halowych mistrzostwach Polski, rozegranych 7–8 lutego w Poznaniu, pobił rekord Polski na 3000 metrów (8:49,6), który należał do Janusza Kusocińskiego od lat przedwojennych.Latem, w Memoriale Kusocińskiego, rekord kraju bije trójskoczek Weinberg (15,22 m), a po raz drugi poprawia go w mistrzostwach Polski wynikiem 15,29 m. W tej samej imprezie Graj wygrywa na 5000 m z Jerzym Chromikiem (14:22,0), a potem zdobywa złoty medal na dystansie 1500 m (3:50,4). Niklas zwycięża w rzucie młotem (55,17), a Goździalski ponownie biegnie w zwycięskiej sztafecie zrzeszenia CWKS.Zawisza wkracza także na największe areny międzynarodowe. Pięciu lekkoatletów Zawiszy wystartowało w 1954 roku w reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy w Bernie (22–29 sierpnia). Najlepszy start zanotował trójskoczek Weinberg, który zajął 4. miejsce (14,91 m).Powtórzenie rezultatu z mistrzostw Polski dałoby mu medal. W tych samych zawodach w Szwajcarii Graj był dziesiąty w biegu na 5000 m, Żbikowski odpadł w eliminacjach na 1500 m, a sprintera Goździalskiego spotkało to samo na 100 m i 4 × 100 m.Piątym sportowcem z Bydgoszczy był Jan Miecznikowski, który nie ukończył biegu na 10 000 m, a po zawodach nie wrócił do kraju. Wyjechał do USA, gdzie jako John Macy osiągał spore sukcesy, szczególnie w biegach halowych.Kolejnym przełomowym wydarzeniem dla lekkoatletycznej sekcji był rok 1955, w którym zaczęto budowę stadionu. Prace nad obiektem rozpoczęły się w lipcu, a sportowcy bydgoskiego klubu odgrywają coraz większą rolę w polskiej lekkiej atletyce. Biją kolejne rekordy Polski. Janina Stowińska poprawia w lutym 1955 roku w halowych mistrzostwach Polski rekord kraju na 80 m przez płotki wynikiem 12,0 s. We wrześniu, w Budapeszcie, Roman Kreft poprawił rekordowy rezultat w biegu na 800 m (1:48,9).W tym samym roku zawodnikiem Zawiszy staje się także Zdzisław Krzyszkowiak.
– Dostałem propozycję z Pomorskiego Okręgu Wojskowego, aby przenieść się do Bydgoszczy. Natychmiast się zgodziłem, bo zyskiwałem 5–6 godzin dziennie na treningi. Tyle bowiem czasu zajmowały mi w Warszawie dojazdy tramwajami na Bielany. W Bydgoszczy miałem idealne warunki do treningu. Mieszkanie na Sosnowej (obecnie ul. Czerkaska) na Osiedlu Leśnym – bliziutko stadionu. Wtedy było tam tylko Makrum, a zaraz za nim las. Praktycznie budowałem stadion Zawiszy – wspominał swoje przenosiny do Bydgoszczy Krzyszkowiak.Po przerwie spowodowanej kontuzją wystartował dopiero w październiku w Paryżu w trójmeczu Francja–Polska–Finlandia. W biegu na 10 000 metrów uległ tylko Francuzowi Alainowi Mimounowi, a na 5000 metrów był trzeci.W trójmeczu w polskiej reprezentacji w
ystartowało aż sześciu zawodników CWKS (taka była wtedy oficjalna nazwa Zawiszy). W kolejnym trójmeczu przeciwko NRD i Belgii było ich siedmiu. Udany sezon zakończyły mistrzostwa Polski, w których bydgoszczanie zdobyli jeden tytuł mistrzowski – Weinberg w trójskoku – a Goździalski po raz trzeci z rzędu biegł w zwycięskiej sztafecie CWKS oraz pięć srebrnych medali.


Złote lata lekkiej atletyki w Zawiszy (1956-1966)

Początek sukcesów polskiego Wunderteamu to także początek złotej ery w lekkoatletyce bydgoskiego klubu. Nic dziwnego, bo najsłynniejszą drużynę w dziejach polskiego sportu współtworzyli w dużej części lekkoatleci Zawiszy.Według Bohdana Tomaszewskiego Wunderteam, choć tę nazwę jako pierwsi użyli niemieccy dziennikarze w 1957 roku, narodził się podczas meczu Polska–Węgry, wygranego przez Polaków w lipcu 1956 roku 107:104. Uczestniczył w nim też kulomiot Józef Auksztulewicz, który wygrał swoją konkurencję, oraz Alfons Niklas (młot), Stefan Kryza, Alojzy Graj (obaj 1500 m), Wacław Ziótkowski (3000 m z przeszkodami) i Kazimierz Zimny (5000 m). Krzyszkowiak nie wystartował z powodu kontuzji.Najważniejszą imprezą 1956 roku były igrzyska olimpijskie w Melbourne. Szanse na wyjazd do Australii mieli Niklas, Krzyszkowiak i Zimny. Losy Zimnego ważyły się do ostatniej chwili – zdecydował o nich jego bardzo dobry występ w biegu na 5000 m podczas mityngu w Brukseli.Start na igrzyskach jednak mu nie wyszedł. Już w trakcie biegu eliminacyjnego na 5000 m doznał kontuzji i nie ukończył rywalizacji. Do Polski wrócił o kulach.Pechowo wystartował Niklas. Tadeusz Rut, drugi polski młociarz, rzucił tylko 53,43 m i zajął 14. miejsce. Niklas pozostał sam w finale. W pierwszej kolejce osiągnął 57,70 m, co dało mu dziesiąte miejsce, pozostałe dwa rzuty były spalone (w jednej z ostatnich prób, uznanych problematycznie za spaloną, rzucił daleko, a ten wynik dałby mu miejsce w czołowej szóstce).Najbliżej medalu był Krzyszkowiak. W biegu na 10 000 m zajął miejsce tuż za podium. Ten finał odbywał się już pierwszego dnia igrzysk w Melbourne.„Krzyszkowiak trzymał się dzielnie i przybiegł czwarty. Zdaje się, że nie doceniał swoich możliwości. Zbytnio trzymał się końca drugiej grupy i aż trzykrotnie odpadał od Węgra Kovácsa i Australijczyka Lawrence’a. Gonił ich potem razem ze słabnącym Anglikiem Norrisem i te pościgi kosztowały go sporo sił. Kovács i Lawrence zdobyli medale, gdyż postawili wszystko na jedną kartę. Ambitny, lecz nieufny w swoje siły Polak pobiegł bardziej defensywnie. Nie byłem prorokiem, pisząc po biegu, że niewątpliwie w przyszłości Krzyszkowiaka stać będzie na poprawienie świetnego wyniku, jaki uzyskał w Melbourne – 29:00,00. Był to nowy rekord Polski...Powracając do biegu w Melbourne, przypomnijmy, że sytuacja na bieżni była tak pogmatwana, iż w końcowej partii biegu niełatwo było się zorientować, gdzie znalazł się Pirie, na którym miejscu Lawrence, a na którym Norris. Nawet pomyliła się komisja sędziowska. Najpierw podano, że na czwartym miejscu był Pobradnik. Dopiero po paru godzinach sprostowano, że Niemiec przebiegł o jedno okrążenie za mało. Wówczas dopiero czwarte miejsce przyznano Polakowi” – tak opisuje bieg 
Krzyszkowiaka – naoczny świadek tamtego wydarzenia – Bohdan Tomaszewski wspomina w książce Kariera z kolcami.Drugą konkurencją, do której Krzyszkowiak został zgłoszony w Melbourne, był bieg na 3 kilometry z przeszkodami. To kolejny przyczynek do „kariery z kolcami” znakomitego lekkoatlety, którego starty usiane były pechem. Na olimpiadzie w 1956 roku Krzyszkowiak pobiegł w drugiej eliminacji. Wybrał spokojną taktykę, mając przecież w nogach wyczerpujący start na 10 kilometrów. Na ostatnim okrążeniu przyspiesza i ze środka stawki awansuje do czołówki. Na przedostatniej przeszkodzie Amerykanin Jones uderza go łokciem. Krzyszkowiak upada, ale wstaje i, choć ma spore obtarcia skóry po upadku na żużlową bieżnię, kwalifikuje się ostatecznie do finału z czasem 8:48,0.Niestety, w finale nie pobiegł, ponieważ dzień przed zawodami został w wiosce olimpijskiej pogryziony przez psa i z powodu ran start był niemożliwy.Rok 1956 jest też ważny z tego powodu, że w sekcji Zawiszy zorganizowano wówczas pracę z juniorami, a instruktorami zostali starsi zawodnicy: Nikodem Goździalski, Gabriela Nowak i Janina Stowińska. Pod koniec roku w grupie tzw. „orlików” trenowało już 280 dziewcząt i chłopców.W 1957 roku, na fali popaździernikowej odwilży, przywrócono tradycyjną nazwę bydgoskiego klubu. CWKS stał się ponownie – jak to było do 1950 roku – Zawiszą. 17 sierpnia klub zyskał osobowość prawną, a sekcja lekkoatletyki stała się jedną z dziewięciu istniejących wówczas sekcji WKS Zawisza.W czerwcu w Sopocie odbył się pierwszy rzut nowo zorganizowanych Drużynowych Mistrzostw Polski, w którym zespół Zawiszy zajął pierwsze miejsce. Ostateczny finał tych rozgrywek odbył się 26–27 października na nowym stadionie Zawiszy w Bydgoszczy, otwartym 17 czerwca 1956 roku. Lekkoatleci WKS wygrali tam z dwoma stołecznymi zespołami: Legią oraz AZS.To był oczekiwany sukces, bo lekkoatleci Zawiszy stanowili podporę reprezentacji Polski w wielu meczach międzypaństwowych, które wówczas się odbywały. Odnosili też sukcesy na najważniejszych mityngach.Najbardziej prestiżowym w kraju był oczywiście Memoriał Janusza Kusocińskiego. W 1957 roku startowało w nim 10 zawodników Zawiszy, a swoją konkurencję – bieg na 3000 metrów – wygrał Krzyszkowiak (7:58,2 s), drugie miejsce zajął Kazimierz Zimny. Obaj zawiszanie wyprzedzili wielu znakomitych zawodników, m.in. świetnego Francuza Michela Jazy.Zimny wygrał potem bieg na 1500 m (3:47,0) w zawodach w Brukseli, zdobywając tytuł mistrza Nocturne de Champions, oraz w Paryżu (3:46,8).W annałach polskiej lekkoatletyki najmocniej zapisał się jednak mecz Polska – Niemiecka Republika Federalna, który odbył się 13 i 14 lipca w Stuttgarcie. To po nim zaczęto nazywać biało-czerwoną drużynę Wunderteamem, czyli „cudownym zespołem”.Na Neckarstadion w barwach naszego kraju wystartowało sześciu zawodników Zawiszy. Krzyszkowiak odniósł dwa zwycięstwa (3 km z przeszkodami i 5 km), drugie miejsca zajęli Zimny (5 km) i Niklas (młot). Trzeci w pchnięciu kulą był Kwiatkowski, a czwarte pozycje zajęli Wacław Ziótkowski (3 km z przeszkodami) i Graj (10 km).Krzyszkowiak po tym spotkaniu, na mityngu w Kolonii, wygrał jeszcze bieg na 5 km, uzyskując najlepszy w Europie wynik w 1957 roku – 13:55,8.
Polski Wunderteam wygrywa jeszcze prestiżowy mecz z Wielką Brytanią (6–7 września w Warszawie). Znakomicie spisał się w nim Ziółkowski, zajmując drugą pozycję na 3 km z przeszkodami. Przedzielenie świetnych Brytyjczyków było wielkim sukcesem, za co zawiszanin otrzymał ogromne brawa. Na 5 km drugi był Krzyszkowiak, a trzeci – Zimny. W pchnięciu kulą trzecie miejsce zajął Kwiatkowski, a na 80 metrów przez płotki czwarte – Janina Stowińska.Tydzień po pojedynku z Brytyjczykami odbyły się mistrzostwa Polski, gdzie Zawisza zdobył 11 medali, w tym 4 złote (Beata Żbikowska na 400 i 800 m, Krzyszkowiak na 5 km i Auksztulewicz w kuli).Kolejny rok – 1958 – to czas, w którym Europa przekonała się o wielkiej sportowej klasie Krzyszkowiaka. Zwycięzca wielu biegów w memoriałach i meczach międzypaństwowych okazał się najlepszym lekkoatletą mistrzostw Europy w Sztokholmie. Co więcej, wygrał plebiscyt na najlepszego sportowca Europy.– 1958 rok to był rok naszych szczytowych osiągnięć. Jeszcze nigdy nie mieliśmy takich wyników – oceniał ten okres ppłk Witold Charasz, ówczesny wiceprezes Zawiszy ds. sportowych.Wspaniałe sukcesy Krzyszkowiaka w Sztokholmie zaczęły się już pierwszego dnia mistrzostw Europy – 19 sierpnia. Wtedy, jako ostatnią konkurencję, rozegrano bowiem bieg na 10 km. Zawodnik Zawiszy miał 21 rywali. Na początku tempo forsował Anglik Eldon, który po trzecim kilometrze miał 30 metrów przewagi nad rywalami. Ściga go Krzyszkowiak i tuż po półmetku dogania Anglika. Eldon nie daje za wygraną i ponownie zdobywa 20 metrów przewagi. Dwa okrążenia przed metą atak zaczyna Polak. 500 metrów przed metą Krzyszkowiak rozpoczyna finisz, a dystans między nim oraz Jewgienijem Żukowem i Nikołajem Pudowem z ZSRR rośnie w oczach. Na metę wbiega z 70-metrową przewagą i nowym rekordem Polski – 28:56,0.Przegląd Sportowy pisał wówczas na pierwszej stronie: „Złoto 10 000 m Zdzisława Krzyszkowiaka plus rekord Polski na inaugurację mistrzostw Europy”.Cztery dni później w Sztokholmie odbył się finał 5 km, w którym polskich barw bronili Krzyszkowiak i Zimny. Tylko dwóch, bo według ówczesnych przepisów mogło wystartować tylu sportowców z jednego kraju. Szkoda, bo Zawisza miał jeszcze Mariana Jochmana, posiadacza szóstego czasu na 5 km w Europie (Zimny nie był już wtedy zawodnikiem WKS). Była szansa na zdobycie drugiego medalu przez lekkoatletów Zawiszy.Skończyło się jednak i tak ogromnym i niepowtarzalnym sukcesem polskiej lekkoatletyki: złotym medalem Krzyszkowiaka i srebrnym Zimnego.Warunki atmosferyczne w stolicy Szwecji były 23 sierpnia 1958 roku fatalne. Lało jak z cebra. Pierwszy tor nie nadawał się do użytku, więc zawodnicy musieli go omijać. Deszcz ucieszył Krzyszkowiaka, który lubił bardziej takie warunki niż upał. Liderem biegu długo był Zimny. Jego kolega biegł spokojnie w środku grupy, licząc na swój znakomity długi finisz. Kilometr przed metą rozpoczęła się wspólna polska ofensywa. Szybko zgubili rywali – Anglików Gordona Piriego i Petera Clarke’a.Krzyszkowiak minął metę w czasie 13:53,4. Zimny był wolniejszy o niespełna dwie sekundy. Trzeci Pirie stracił już ponad 8 sekund.W Sztokholmie startował jeszcze jeden zawiszanin – Eugeniusz Kwiatkowski, który zajął jedenaste miejsce w pchnięciu kulą (16,33 m).
Mistrzostwa Europy były apogeum medalowych osiągnięć Wunderteamu, ale trzy tygodnie przed nimi odbył się legendarny mecz Polska – USA, który na Stadionie Dziesięciolecia oglądało 100 tys. widzów.Udział w tym pojedynku (Polacy ostatecznie przegrali 97:115 z Amerykanami, Polki zwyciężyły 54:52) mieli oczywiście zawiszanie. Jochman zaliczył drugie miejsce na 5 kilometrów – przegrał z Zimnym. Krzyszkowiak startował na 3 km z przeszkodami i też był drugi, za Jerzym Chromikiem, który w tym biegu pobił rekord świata.Na koniec roku Krzyszkowiak osiągnął jeszcze jeden wielki sukces. Dwukrotny złoty medalista mistrzostw Europy wygrał także plebiscyt Przeglądu Sportowego na najlepszego sportowca Polski.Ten laur odebrał 11 stycznia 1959 roku na tradycyjnym Balu Mistrzów Sportu. Niestety, tylko początek tego roku był szczęśliwy dla Krzyszkowiaka. Niemal połowę sezonu pauzował potem z powodu choroby żołądka.Sekcja lekkoatletyczna zyskuje kolejnych znakomitych zawodników. W maju Jerzy Kowalski niespodziewanie poprawia rekord Polski na 200 metrów (21,0), który miał już 10 lat. Jochman zastępuje Krzyszkowiaka w pojedynkach na mityngach w Europie. Jest np. drugi na British Games w Londynie na 1 milę. W mistrzostwach Polski lekkoatleci Zawiszy zdobywają cztery mistrzowskie tytuły: Kowalski – 200 m, Karolina Łukaszczyk – 400 m, Jochman – 1500 m, Krzyszkowiak – 5 km.Rok 1960 to czas olimpiady w Rzymie i czas wielkich sukcesów, porównywalnych ze sztokholmskimi mistrzostwami Europy. W roku olimpijskim lekkoatleci Zawiszy poprawiali sześciokrotnie rekordy Polski. Uczynili to: Krzyszkowiak na 3 km z przeszkodami i 10 km, Łukaszczyk i Kowalski na 400 m kobiet i mężczyzn, Zdzisław Kumiszcze na 200 m przez płotki oraz sztafeta 4 × 400 metrów w składzie: Sukowski, Kaźmierski, Bruszkowski, Kowalski.Rok 1960 rozpoczął się już bardzo dobrze, bo w kwietniu w Skarżysku złote medale w przełajowych mistrzostwach Polski zdobyli Jochman (na 3 km) oraz Krzyszkowiak (6 km).Obecny patron stadionu sygnalizował bardzo wysoką formę. W czerwcu najpierw zwyciężył rywali, m.in. Piotra Bołotnikowa z ZSRR, w biegu na 3 km podczas Memoriału Kusocińskiego. Pod koniec tego miesiąca poprawił rekord świata na 3 km z przeszkodami. Stało się to 25 czerwca w trakcie meczu Polska – Federacja Rosyjska, rozgrywanego w Tule. Niesłychanie ostre tempo narzucił wówczas lekkoatleta z ZSRR Nikołaj Sokołow. Krzyszkowiak wyprzedził go dopiero na ostatnim rowie z wodą. Na mecie uzyskał czas 8:31,4 – odebrał rekord świata swemu wielkiemu rywalowi, Jerzemu Chromikowi.W najważniejszej sportowej imprezie tego roku – igrzyskach olimpijskich w Rzymie – wystartowało sześciu lekkoatletów Zawiszy: Krzyszkowiak (3 km z przeszkodami i 10 km), Eugeniusz Kwiatkowski (pchnięcie kulą), Zdzisław Kumiszcze (400 m przez płotki), Jerzy Kowalski (400 m i 4 × 400 m), Jan Jaskólski (trójskok) i Marian Jochman (5 km).Krzyszkowiak musiał się przebić do finału biegu przeszkodowego przez eliminacje. Startował w drugiej serii i zwyciężył z najlepszym wynikiem spośród trzech biegów kwalifikacyjnych – 8:40,6. W jednej z nich odpadł także mistrz Europy ze Sztokholmu na tym dystansie, Chromik, i Krzyszkowiak był jedynym Polakiem w finale, który odbył się na Stadionie Olimpijskim 3 września.